Odra, rzeka o bogatej historii, która na przestrzeni wieków była świadkiem ważnych wydarzeń, również w latach 90. przypomniała o swojej potędze mieszkańcom Pomorza Zachodniego. Dla gminy Chojna, rzeka ta stała się symbolem nie tylko pamiętnych walk podczas II wojny światowej, ale również wydarzeń, które dotknęły lokalną społeczność podczas gwałtownej powodzi. Pani Maria, mieszkanka Garnowa opowiada, jak wtedy wyglądało życie nad Odrą i jak społeczność mierzyła się z wielką wodą, która niespodziewanie wtargnęła na ich tereny.
To były lata ’90. Pamiętam, jak z mężem przyjechaliśmy na święta wielkanocne do rodziców do Garnowa. Woda tak się podniosła, że nie wiedzieliśmy, czy uda nam się wrócić do domu. Na szczęście mieliśmy wyższy samochód, którym jakoś przebrnęliśmy się przez Różycę. Osoby z niższymi autami, żeby dostać się do Chojny, musiały nadkładać drogi przez Grabowo. W lipcu w Garnowie i Nawodnej ludzie starali się przygotować na najgorsze. Wielu z nich murowało okna w piwnicach, aby woda nie przedostała się do środka. Pamiętam, że nikt chyba nie został wcześniej poinformowany o takim zagrożeniu. Nie było kiedyś tak rozwiniętych mediów jak dziś. Kiedy w czerwcu woda zalała pola aż po jezioro, widok był okropny. Kłosy zbóż wystawały nad powierzchnię, a my robiliśmy, co mogliśmy, żeby uratować choć część zbiorów. Zbieraliśmy siano, ale wracając po kolejne porcje widzieliśmy, jak poziom wody szybko rośnie. Nic nie mogliśmy na to poradzić. Woda szła w oczach.
Każdy ratował swój dorobek, to nie był brak empatii, tylko świadomość, że mogliśmy stracić bardzo dużo. Każdy miał jakieś gospodarstwo, a zwierzęta też trzeba było uratować. Pamiętam, że w Chojnie woda dotarła do domów położonych niżej. Ludzie mieli zalane podwórka i ogrody. Na działkach przy drodze do oczyszczalni woda stała długo, a gdy w końcu opadła, ziemia wyglądała jak na pustyni – popękana i sucha. Wszyscy starali się wtedy jakoś ożywić glebę, używaliśmy nawet trocin, by wzmocnić ziemię i przywrócić jej życie.
Dla nas, starszych mieszkańców Garnowa, to nie była pierwsza powódź, z którą przyszło nam się mierzyć. Jeszcze pod koniec lat 60., zimą, rozlewiska Odry tworzyły naturalne lodowisko, na którym miejscowa młodzież próbowała swoich sił w łyżwiarstwie. Pamiętam, jak przed jazdą sprawdzaliśmy grubość lodu. Łyżwy mieliśmy stare, przykręcane drutem do butów, ale radości było dużo.
Wspomina Pani Maria, niegdyś mieszkanka centrum Chojny – dziś mieszkanka wsi Garnowo.
„Wielka Woda”, z lat ’90 na długo zapadła w pamięć mieszkańcom nie tylko Garnowa i Nawodnej. Z nią zmierzyć się musieli przede wszystkim mieszkańcy, którzy swoje domostwa mieli w pobliżu Odry – Zagrożone były nadodrzańskie miejscowości: Czelin, Gozdowice, Stare Łysogórki, Siekierki, St. Rudnica, St. Kostrzynek, Osinów Dln., Cedynia, Bielinek, Piasek, Zatoń, Krajnik DIn. Do ewakuacji przygotowano 50 osób w gminie Mieszkowice, 130 w gm. Chojna, a jeszcze więcej w gm. Cedynia. – czytaliśmy 23 lipca na łamach Gazety Chojeńskiej.Ostatecznie, patrząc na punkt pomiarowy w Gozdowicach, poziom Odry sięgnął 659 cm, co było rekordem.